Jeśli miałbym wytypować najlepszy polski film historyczny, wyłączając
z tego konkursu ekranizację Trylogii, wybór nie byłby trudny. Gdyby ktoś
poprosił mnie o wskazanie najbardziej zapomnianego i niedocenionego tytułu,
również nie wahałbym się z odpowiedzią. Publikując ten wpis właśnie dziś, w 152
rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, uprzedzam niejako odpowiedź. Chodzi
oczywiście (a może nie oczywiście zważywszy damnatio memoriae na jakie został
skazany) o Szwadron w reżyserii
Juliusza Machulskiego z 1992 roku.
Plakat filmu, www.filmweb.pl |
W związku ze zbliżającą się euforią
oscarowej nocy, warto dodać, że to właśnie Szwadron był polskim kandydatem do tej
statuetki ponad 20 lat temu. Moim zdaniem nagrody tej nie byłby w stanie
zdobyć, mimo, że ćwierć wieku temu konkurs ten promował nieco ambitniejsze
produkcje niż obecnie. Oscary nie zasługują jednak na Szwadron. Czy ktoś za
oceanem byłby w ogóle w stanie zrozumieć ten film?
A film ten to inspiracja reżysera
nowelami Stanisława Rembeka,
wybitnego polskiego pisarza dwudziestolecia międzywojennego (ciągle na
ekranizację czeka jego klasyk W polu
poświęcony wojnie polsko-bolszewickiej). Młody graf Fiodor Jeremin (Radosław
Pazura), syn rosyjskiego generała, zgłasza się na ochotnika do służby podczas
tłumienia powstania.
Wyobrażałem sobie, że ta wojna będzie rodzajem manewrów, tyle że z użyciem ostrej amunicji, bagnetów i szabel. Czasem zdarzy się potyczka czy bitwa, zakończona pogromem zuchwałych buntowników, a po kilku tygodniach triumfalnie wrócimy do domów.
Kadr z filmu, http://www.pisf.pl |
Trafia do oddziału (tytułowego szwadronu) dragonów prowadzonych przez rotmistrza Dobrowolskiego (Janusz Gajos), Polaka, któremu bliżej do Wielopolskiego niż Traugutta. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że przyjdzie nam obserwować szok młodego idealisty (choć nie socjalisty, wszak grafowi „Hercen jest równie obojętny co Bismarck”), w zetknięciu z brutalnością wojny, wzmaganą dodatkowo okrucieństwem i pijaństwem przełożonego. Tak, ale nie tylko.
Podczas jednej z pierwszych scen filmu – sądem nad żydowskim chłopcem będącym na usługach powstańców - ze swoim sprawiedliwym charakterem objawi się kolejna postać, kozacki porucznik Żuryn. Ot co, Polak w carskim mundurze skazuje na śmierć żydowskiego chłopca, przy gorącym sprzeciwie młodego barona i kozackiego oficera. Dla Jeremina to rzecz całkowicie niezrozumiała. Rozkaz spalenia miasteczka i katowania mieszkańców dziwi też Kozaka. Wypowiada on znamienną kwestie, w której podkresla dolę mieszkańców Królestwa. Biją ich Powstańcy za to, że współpracują z Rosjanami i biją ich Rosjanie, za to że, według nich, donoszą Powstańcom.
Dalej następują kolejne sceny: dezercja carskich żołnierzy, potyczka z powstańcami i zdecydowanie najlepsza scena filmu, a może i polskiego gatunku: dyskusja nad sensem walki w wiejskiej karczmie, której to rozmowie przysłuchuje się incognito główny bohater. Film kończy przejmująca scena wymierzenia kary złapanemu dezerterowi – 2000 rózg. Jej rezultat jest oczywisty. Na koniec w takt Obrazków z wystawy szwadron rusza w dalszą drogę w głąb Królestwa Polskiego.
Plakat filmu, http://www.pisf.pl |
.
Dlaczego film jest tak dobry? Nie przez batalistykę (przypomnijmy, że w tym samym roku na ekranach kin pojawił się Gettysburg) czy wartką akcję rzecz jasna. Po pierwsze szokuje swoją wiernością realiów historycznych. W filmie postacie przemawiają rodzimymi językami. Zachwyca nie tylko rosyjsko-polski rotmistrza Dobrowolskiego czy francuski jednego z oficerów-obserwatorów. Na placyk świętokrzyskiego plądrowanego miasteczka wjeżdżamy po to by usłyszeć polsko-żydowską gwarę, a w niskiej izbie zajazdu delektować się chłopską mową na tematy polityczne. Język, ale i sposób prowadzenia rozmów są niezwykle sugestywne. Razem z poglądami bohaterów czynią ten film prawdziwie historycznym, a nie tylko kostiumowym jak większość współczesnych produkcji.To „drobiazg”, o którym zapominają dzisiaj reżyserzy i scenarzyści. Wszystkie Aleksandry, Brejwharty i Piłsudskie albo myślą jak człowiek XXI wieku albo deklamują podręcznik do historii.
Kadr z filmu |
Film przedstawia powstanie z perspektywy pojedynczych uczestników, nic nie znaczących w dziejach tego zrywu trybików. Co najważniejsze, brak tak psującego dzisiejsze kino, lukrowania postaci. Wspomniana scena w karczmie być może rozgoryczy niejednego patriotę, przywiązanego do jasnej wizji historii roku 1863. Tymczasem przybyły do karczmy parobek okazuje się ocalałym z obławy powstańcem, którego od razu w ręce Kozaków chce wydać miejscowy policmajster - prosty, tutejszy chłop. Również dziedzic reaguje impulsywnie, mierząc z colta wprost w czoło insurgenta, zapowiadając karbowanie Dekretu Rządu Narodowego na zadku owego powstańca. Dopiero pojawienie się pułkownika Markowskiego, legendy okolicznych puszcz, sprawia, że dziedzic ze spuszczoną głową wycofuje się z izby.
Film jest też nośnikiem innej postawy ówczesnych Polaków,
jaką dzisiaj jednoznacznie ocenia się negatywnie. Rotmistrz Dobrowolski w
rozmowie z grafem – na tle palonego przez jego dragonów dworu - mówi:
Powoli, wszystko mogłoby się potoczyć ku lepszemu powoli. Tylko oni nie
chcieli czekać. Wszystko albo nic. No to nie ma nic. I koniec z marzeniami i z
całym postępem.
Szwadron to film, o którym
zapomniano. Oto screen ramówki na dzień 22 stycznia.
Rewelacyjne hity,
wspaniałe programy, olbrzymia dawka kultury, prawda? Chyba czegoś tu brakuje. Inne
filmy Machulskiego, zazwyczaj komedyjki, są serwowane widzom krzewiącej kulturę
telewizji publicznej niemal co miesiąc. Tymczasem Szwadronu brak. Można
natomiast wgryźć się w prawdziwą nowość - Air Force One czy popis gry aktorskiej
w Barwach Szczęścia. O tym jak patrzeć na naszą historię na pewno dowiecie się
z kolejnego odcinku Londynu: Laski i marzenia. Chodzi oczywiście o
marzenia powstańców na zdobycie belgijskich sztucerów, którzy ukrywali się w
laskach koło Ojcowa.
Zapomniano…?
Szkoda bo to naprawdę godne
obejrzenia dzieło. Pal sześć tematykę – powiedziałbym opornemu na historie
przyjacielowi – obejrzyj dla aktorów i muzyki. Ta ostatnia to wszak Krzesimir
Dębski wspierany Musorgskim.
Na szczęście można poradzić sobie z bezmyślnością TVP. Wystarczy jeden klik: