AdSense

czwartek, 22 stycznia 2015

Szwadron rotmistrza Machulskiego



Jeśli miałbym wytypować  najlepszy polski film historyczny, wyłączając z tego konkursu ekranizację Trylogii, wybór nie byłby trudny. Gdyby ktoś poprosił mnie o wskazanie najbardziej zapomnianego i niedocenionego tytułu, również nie wahałbym się z odpowiedzią. Publikując ten wpis właśnie dziś, w 152 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, uprzedzam niejako odpowiedź. Chodzi oczywiście (a może nie oczywiście zważywszy damnatio memoriae na jakie został skazany) o Szwadron w reżyserii Juliusza Machulskiego z 1992 roku. 



Plakat filmu, www.filmweb.pl


W związku ze zbliżającą się euforią oscarowej nocy, warto dodać, że to właśnie Szwadron był polskim kandydatem do tej statuetki ponad 20 lat temu. Moim zdaniem nagrody tej nie byłby w stanie zdobyć, mimo, że ćwierć wieku temu konkurs ten promował nieco ambitniejsze produkcje niż obecnie. Oscary nie zasługują jednak na Szwadron. Czy ktoś za oceanem byłby w ogóle w stanie zrozumieć ten film? 

A film ten to inspiracja reżysera nowelami Stanisława Rembeka, wybitnego polskiego pisarza dwudziestolecia międzywojennego (ciągle na ekranizację czeka jego klasyk W polu poświęcony wojnie polsko-bolszewickiej). Młody graf Fiodor Jeremin (Radosław Pazura), syn rosyjskiego generała, zgłasza się na ochotnika do służby podczas tłumienia powstania. 

Wyobrażałem sobie, że ta wojna będzie rodzajem manewrów, tyle że z użyciem ostrej amunicji, bagnetów i szabel. Czasem zdarzy się potyczka czy bitwa, zakończona pogromem zuchwałych buntowników, a po kilku tygodniach triumfalnie wrócimy do domów.

Kadr z filmu, http://www.pisf.pl




Trafia do oddziału (tytułowego szwadronu) dragonów prowadzonych przez rotmistrza Dobrowolskiego (Janusz Gajos), Polaka, któremu bliżej do Wielopolskiego niż Traugutta. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że przyjdzie nam obserwować szok młodego idealisty (choć nie socjalisty, wszak grafowi „Hercen jest równie obojętny co Bismarck”), w zetknięciu z brutalnością wojny, wzmaganą dodatkowo okrucieństwem i pijaństwem przełożonego. Tak, ale nie tylko.

Podczas jednej z pierwszych scen filmu – sądem nad żydowskim chłopcem będącym na usługach powstańców - ze swoim sprawiedliwym charakterem objawi się kolejna postać, kozacki porucznik Żuryn. Ot co, Polak w carskim mundurze skazuje na śmierć żydowskiego chłopca, przy gorącym sprzeciwie młodego barona i kozackiego oficera. Dla Jeremina to rzecz całkowicie niezrozumiała. Rozkaz spalenia miasteczka i katowania mieszkańców dziwi też Kozaka. Wypowiada on znamienną kwestie, w której podkresla dolę mieszkańców Królestwa. Biją ich Powstańcy za to, że współpracują z Rosjanami i biją ich Rosjanie, za to że, według nich, donoszą Powstańcom. 

Dalej następują kolejne sceny: dezercja carskich żołnierzy, potyczka z powstańcami i zdecydowanie najlepsza scena filmu, a może i polskiego gatunku: dyskusja nad sensem walki w wiejskiej karczmie, której to rozmowie przysłuchuje się incognito główny bohater. Film kończy przejmująca scena wymierzenia kary złapanemu dezerterowi – 2000 rózg. Jej rezultat jest oczywisty. Na koniec w takt Obrazków z wystawy szwadron rusza w dalszą drogę w głąb Królestwa Polskiego.


Plakat filmu, http://www.pisf.pl


.

Dlaczego film jest tak dobry? Nie przez batalistykę (przypomnijmy, że w tym samym roku na ekranach kin pojawił się Gettysburg) czy wartką akcję rzecz jasna. Po pierwsze szokuje swoją wiernością realiów historycznych. W filmie postacie przemawiają rodzimymi językami. Zachwyca nie tylko rosyjsko-polski rotmistrza Dobrowolskiego czy francuski jednego z oficerów-obserwatorów. Na placyk świętokrzyskiego plądrowanego miasteczka wjeżdżamy po to by usłyszeć polsko-żydowską gwarę, a w niskiej izbie zajazdu delektować się chłopską mową na tematy polityczne. Język, ale i sposób prowadzenia rozmów są niezwykle sugestywne. Razem z poglądami bohaterów czynią ten film prawdziwie historycznym, a nie tylko kostiumowym jak większość współczesnych produkcji.To „drobiazg”, o którym zapominają dzisiaj reżyserzy i scenarzyści. Wszystkie Aleksandry, Brejwharty i Piłsudskie albo myślą jak człowiek XXI wieku albo deklamują podręcznik do historii. 


Kadr z filmu


Film przedstawia powstanie z perspektywy pojedynczych uczestników, nic nie znaczących w dziejach tego zrywu trybików. Co najważniejsze, brak tak psującego dzisiejsze kino, lukrowania postaci. Wspomniana scena w karczmie być może rozgoryczy niejednego patriotę, przywiązanego do jasnej wizji historii roku 1863. Tymczasem przybyły do karczmy parobek okazuje się ocalałym z obławy powstańcem, którego od razu w ręce Kozaków chce wydać miejscowy policmajster - prosty, tutejszy chłop. Również dziedzic reaguje impulsywnie, mierząc z colta wprost w czoło insurgenta, zapowiadając karbowanie Dekretu Rządu Narodowego na zadku owego powstańca. Dopiero  pojawienie się pułkownika Markowskiego, legendy okolicznych puszcz, sprawia, że dziedzic ze spuszczoną głową wycofuje się z izby. 

Film jest też nośnikiem innej postawy ówczesnych Polaków, jaką dzisiaj jednoznacznie ocenia się negatywnie. Rotmistrz Dobrowolski w rozmowie z grafem – na tle palonego przez jego dragonów dworu -  mówi:

Powoli, wszystko mogłoby się potoczyć ku lepszemu powoli. Tylko oni nie chcieli czekać. Wszystko albo nic. No to nie ma nic. I koniec z marzeniami i z całym postępem.

Szwadron to film, o którym zapomniano. Oto screen ramówki na dzień 22 stycznia.




Rewelacyjne hity, wspaniałe programy, olbrzymia dawka kultury, prawda? Chyba czegoś tu brakuje. Inne filmy Machulskiego, zazwyczaj komedyjki, są serwowane widzom krzewiącej kulturę telewizji publicznej niemal co miesiąc. Tymczasem Szwadronu brak. Można natomiast wgryźć się w prawdziwą nowość - Air Force One czy popis gry aktorskiej w Barwach Szczęścia. O tym jak patrzeć na naszą historię na pewno dowiecie się z kolejnego odcinku Londynu: Laski i marzenia. Chodzi oczywiście o marzenia powstańców na zdobycie belgijskich sztucerów, którzy ukrywali się w laskach koło Ojcowa. 

Zapomniano…?
Szkoda bo to naprawdę godne obejrzenia dzieło. Pal sześć tematykę – powiedziałbym opornemu na historie przyjacielowi – obejrzyj dla aktorów i muzyki. Ta ostatnia to wszak Krzesimir Dębski wspierany Musorgskim.

 Na szczęście można poradzić sobie z bezmyślnością TVP. Wystarczy jeden klik:



sobota, 17 stycznia 2015

Konkurs Powstańczy






Nasza przygoda z grą "Rok 1863" trwa już niemal dwa lata. Od czasów premiery w 2013 r. odwiedziliśmy kilkadziesiąt miejsc w Polsce, spotkaliśmy się z wieloma fanami osobiście, a także odbyliśmy sporo bardzo ciekawych dyskusji o Powstaniu za pośrednictwem naszego fejsbukowego profilu. Obecnie mamy dla Was kolejną niespodziankę. Z okazji 152 rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego, która przypada w najbliższym tygodniu, organizujemy konkurs. Oto jego zasady:


  1. Konkurs potrwa od 19 do 23 stycznia (od poniedziałku do piątku) 2015 r.
  2. Codziennie w godzinach porannych na profilu Wydawnictwa ALTER pojawi się pytanie konkursowe związane z tematyką Powstania Styczniowego.  
  3. Odpowiedzi należy nadsyłać na adres gra.rok1863@gmail.com. W tytule wiadomości prosimy wpisać numery pytania (pytanie nr 1 itp.). Każdego dnia na odpowiedzi czekamy do godziny 23:59.
  4. Każdy uczestnik konkursu przynajmniej raz podczas jego trwania musi udostępnić  za pośrednictwem Facebook'a jedno z konkursowych pytań z profilu Wydawnictwa ALTER.
  5. Wyjątkiem będzie dzień 23 stycznia (piątek) gdy na odpowiedzi będziemy czekać tylko do godziny 20.00.
  6. W piątek o godzinie 21.00 nastąpi rozstrzygnięcie konkursu.
  7. Wśród osób, które odpowiedzą na największą liczbę pytań rozlosujemy dwie, które otrzymają egzemplarz gry "Rok 1863".
  8. Dodatkowo każda poprawna odpowiedź to 5% rabatu na zakup każdej sztuki gry "Rok 1863" lub "Przepustka". Przy zakupie obu tytułów uzbierany rabat przydzielamy zarówno do pierwszej jak i drugiej gry. Maksymalna ilość zakupionych gier z rabatem to 5 sztuk. Rabat będzie ważny do 28 lutego 2015 r.
  9. Koszty przesyłki gier dla zwycięzców konkursu oraz wszystkich, którzy zakupią gry z uwzględnieniem rabatu, pokrywa Wydawnictwo ALTER.
 POWODZENIA
 







wtorek, 18 czerwca 2013

Bitwa pod Lututowem



Mamy co prawda kilka dni spóźnienia ale nie zapomnieliśmy o rocznicy bitwy pod Lututowem, która przewija się przez karty naszej gry. Miała ona miejsce 15 czerwca 1863 roku.
Bitwa pod Lututowem
 Może nie była to największa bitwa powstania, gdyż po stronie polskiej stało zaledwie 120 ludzi. Nie została ona niestety również wygrana przez powstańców. Nie oznacza to, że możemy o niej w takim razie zapomnieć. Przecież nie tylko duże i nie tylko wygrane bitwy znaczą historię insurekcji i nawet o tych skromnych warto przypominać.

 Przeciwko siłom powstańczym ruszyły 2 kolumny moskiewskie pod dowództwem Tarasenkowa i Wsiewołoda Pomierancewa. Spychały one Polaków aż pod Lututów. Nie widząc innego wyjścia, oddziały polskie postanowiły się podzielić. Część wyczekała na dobry moment i wywalczyła sobie drogę ucieczki ostrzeliwując konnice moskiewską. Część postanowiła jednak zostać i przyjąć bitwę. Dysproporcje, tak liczebne jak i sprzętowe, były ogromne. Przeciwko 120 Polakom, uzbrojonym przede wszystkim w kosy, stanęło karne rosyjskie wojsko liczące 7 rot piechoty, szwadron jazdy, 50 kozaków, 30 objeszczyków i co dla powstańców było najgorsze - 4 działa. Bitwa bardzo szybko przerodziła się w masakrę. Niestety, nawet po poddaniu się masakra nie ustawała. Nie było chyba żołnierza po stronie polskiej, który z bitwy nie wyszedł bez ran, czy to zadanych jeszcze podczas bitwy, czy już bezpośrednio po niej. Zginęło 64, a 46 było bardzo ciężko rannych. Kilku wzięto do niewoli. W bitwie zginął też dowódca sił powstańczych - Antoni Korotyński.
Dziś bitwę tę upamiętniają krzyże oraz obeliski na skrajach pola bitwy. Gdy ktoś przypadkiem znajdzie się w wiosce Lututów w województwie łódzkim, polecam poświęcić chwilę na zobaczenia miejsca tej jakże krwawej bitwy.







sobota, 1 czerwca 2013

Dzień dziecka A.D. 1863



Dzieci, malcy, młodzieniaszki. A co podczas Powstania Styczniowego porabiali ci najmłodsi? Zachowane wspomnienia Stefana Brykczyńskiego (16 lat) pozwalają nam obserwować długą kampanię oczami nastolatka. Naiwne marzenia, emocje i strach jest w nich odmalowany nad wyraz plastycznie. Jednakże najmłodszymi uczestnikami insurekcji byli dwaj mieszkańcy związani z Baligrodem – pięknej podkarpackiej miejscowości. 

Pierwszym bohaterem wpisu jest Jan Feliks Biliński, który przyszedł na świat w 1851 roku. Podczas powstania miał więc tylko 12 lat. Wg Białyni-Chołdeckiego dołączył do oddziału Borowskiego(?), gdzie służąc został ujęty przez Moskali. Niestety bez dokładnych studiów genealogicznych oraz archiwów nie ustalimy jak potoczyły się dalsze losy nieupilnowanego przez rodziców podrostka.

anonim, Bitwa na Sowiej Górze
Nieco więcej wiemy o starszym o rok Feliksie Wiktorze Riedlu, który urodził się w pobliskiej Dydni. Do Powstania dostał się jako uczeń I klasy szkoły realnej w Samborze. Swoją służbę odbywał pod komendą znanego, lubelskiego partyzanta – Marcina „Lelewela” Borelowskiego. Szczęście opuściło powstańców 6 września 1863, kiedy to zostali rozbici na Sowiej Górze nieopodal Batorza. W batalii tej wśród ok. 700 Polaków i Węgrów znajdował się i Riedl. Młody powstaniec miał jednak więcej szczęścia niż zdolny dowódca, który został śmiertelnie ranny. Trzynastolatek został pojmany i zesłany na Syberię – stając się znów jednym z najmłodszych katorżników. Feliks nie miał jednak podzielić losu wielu zesłańców. Udało mu się zawrócić do kraju jeszcze przed dotarciem do Tomska – miejsca zesłania. Po powrocie do ojczyzny, traumatyczne przeżycia i niesłychana opieka opatrzności spowodowały, iż nastolatek wstąpił do klasztoru jezuitów. Udział w powstaniu i namiastka syberyjskiej kaźni odmieniła jego poglądy na życie i świat. W wieku około trzydziestu lat spisał swoje wspomnienia. Dzięki edycji Eligiusza Kozłowskiego są one łatwo dostępne w tomiku Zapomniane Wspomnienia, wydanego w 1981 r. Wydaje mi się ona idealną lekturą w tym szczególnym dniu 1 czerwca.

Czy walka na śmierć i życie w oparach prochowego dymu, o głodzie i chłodzie w wojnie, która w ogóle nie powinna wybuchnąć, to na pewno miejsce dla dzieci? Niech na to pytanie odpowie poniższy, XIX-wieczny amerykański obraz:

Homer Winslow, Snap the Whip